Kwiaty nienawiści i Jesús

Rok 2012. Chile. 24-letni Daniel Zamudio zostaje brutalnie pobity przez grupę neonazistów. Okładają go butelkami, przypalają papierosami, łamią nogę ciężkim kamieniem, aż w końcu wycinają na brzuchu swastykę. Okrutny rytuał znęcania trwa sześć godzin. Obrażenia są na tyle rozległe, że Daniel umiera po 25 dniach spędzonych na oddziale intensywnej opieki medycznej. Zbrodnia ta nie była przypadkowa. Daniel był homoseksualistą, o czym wiedzieli jego oprawcy. To wydarzenie spowodowało w Chile debatę na temat zbrodni popełnianych z nienawiści, a także przyspieszyło uchwalenie ustawy o prawie antydyskryminacyjnym.

W 2016 Alex Anwandter, chilijski muzyk popowy, którego Daniel był ogromnym fanem, debiutuje przed kamerą tworząc “Kwiaty nienawiści”, jednocześnie składając swoisty hołd tragicznie zmarłemu rodakowi.

Anwandter skupia się przede wszystkim na pustce, jaką zostawił po sobie Pablo (filmowy Daniel). Kluczową postacią staje się jego ojciec, do tej pory poczciwy do granic naiwności, pracowity pan w średnim wieku, brakiem asertywności spychający siebie na drugi plan, czy to w kwestiach rodzinnych czy zawodowych. Brutalne zajście zmienia jego podejście do świata i otaczających go ludzi – oczyszcza, uzbraja w odwagę. Jego pełne niezrozumienia i bólu spojrzenie, zaciśnięte pięści, nagłe wybuchy złości wynikające z totalnej bezsilności, miażdżą tak samo jak nienawiść wymierzona w jego syna. Kreacja aktorska Sergio Hernándeza zasługuje na gromkie brawa i obok zdjęć jest najmocniejszą stroną filmu.

Anwandter opowiada swoją historię z niezwykłą subtelnością i wysmakowaniem, przeplatając kadry żałobną ciszą. Całość ma wymiar niemal poetycki, pachnący idealną kompozycją obrazu: ojciec Pabla stojący samotnie w kolejce w pustym banku lub przechodzący wśród manekinów  – pokazują ogromny kunszt operatorski.

W tym samym roku premierę ma “Jesús” Fernando Guzzoni, odnoszący się do tych samych wydarzeń, ale z zupełnie innej perspektywy. Tytułowy bohater jest jednym z oprawców, a sama ofiara jest w filmie anonimowa, spektakl okrucieństwa zaś zupełnie przypadkowy i bezcelowy. Grupa znajomych idących przez park znajduje pijanego chłopaka i z braku innych atrakcji, nadmiaru spożytych procentów i zażytych narkotyków, postanawia zrobić z niego worek treningowy. Tragiczne skutki osłabiają siłę wewnętrzną gangu, każą spać z otwartymi oczami i wypatrywać zdrady, donosu ze strony najsłabszego ogniwa.

Również Guzzoni skupia się na postaci ojca. W tym przypadku jest to jednak ojciec mordercy, który musi podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu. Relacja ojca i syna w obydwu obrazach jest podobna – asymetryczna, pozbawiona szczerego charakteru, mimo że w przypadku Pabla dużo bardziej ciepła i opiekuńcza. Ojciec Jesúsa jest bardziej wymagający, jednak w dużej mierze jego apodyktyczność jest wyłącznie deklaratywna. Obydwóch czeka cios, obydwaj staną nad przysłowiowym wylanym mlekiem i żadna siła nie cofnie czasu, nie da drugiej szansy na lepszą relację rodzicielską.

Jednak “Jesús” w przeciwieństwie do “Kwiatów nienawiści” jest szorstki, bardziej jak reporterska kalka niż wystylizowane wizualne dzieło. Nie stanowi też dogłębnego portretu psychologicznego zbrodniarzy, wręcz prześlizguje się po nich bazując na stereotypach: dzieciakach zostawionych samym sobie, bez pomysłu na spędzanie wolnego czasu, eliminujących ze swojego podwórka elementy nacechowane jakąkolwiek innością.

Oprócz historii Daniela oraz motywu ojca, filmy te mają jeszcze jeden wspólny mianownik – homoseksualnego oprawcę. W “Kwiatach nienawiści” jest nim Felix, niewyoutowany kochanek Pabla, który jednocześnie przyjaźni się z liderem agresywnej szajki, w filmie Guzzoniego tytułowy Jesús, sypiający z innym członkiem gangu.

Obydwa filmy zasługują na uwagę, nie tylko w kontekście kina queer. Są nie do przecenienia w dobie dyskursu nad mową nienawiści, nad zbrodniami na tle orientacji seksualnej. Natomiast z punktu widzenia kunsztu filmowego zdecydowanie bardziej polecam “Kwiaty nienawiści”, głównie ze względu na wspomnianą już poetyckość i grę aktorską. Jestem pod ogromnym, niesłabnącym wrażeniem tego dzieła, tym większym iż jest to debiut reżyserski. Mam nadzieję, że nie będą to jedyne słowa, jakie Anwandter wypowie w filmowym świecie.

 

Kwiaty_nienawiści _2

Blog at WordPress.com.

Up ↑

%d bloggers like this: